Swoimi „52 procentami” Rafał Skalski wdarł się szturmem do świata kina. Ten skromny, zaledwie 20-minutowy dokument, zdobył Złotego Lajkonika na Krakowskim Festiwalu Filmowym, był nagradzany w Madrycie, Gironie, Vancouver, Miszkolcu i Pampelunie. Skalski opowiada w nim o dziewczynce o imieniu Ałła. Ałła próbuje dostać się do słynnej Rosyjskiej Akademii Baletu im. Waganowej w Sankt Petersburgu, gdzie ciągle hołduje się zasadzie, że idealna kandydatka na primabalerinę to taka, której stosunek długości nóg do wzrostu wynosi dokładnie tytułowe 52 procent. Kamera Jakuba Gizy, operatora filmu, podpatruje pracę komisji selekcyjnej, łapie w zbliżeniu poddawane badaniom i ocenie dziecięce ciała. Skalski konfrontuje ten bezduszny system z dziecięcymi marzeniami. Konfrontuje, ale nie ocenia. „52 procent” to film pozbawiony komentarza czy publicystyki. Odwołuje się do najlepszych tradycji polskiego dokumentu, filmów Kazimierza Karabasza czy Krzysztofa Kieślowskiego. Wydawało się, że Skalski, absolwent reżyserii w Łodzi, który skończył tę samą szkołę co Karabasz i Kieślowski, pójdzie śladami mistrzów. Wybrał jednak swoją ścieżkę.
Fot. Filip Drożdż
Skalski, który uczęszczał w dzieciństwie do Amatorskiego Klubu Filmowego SAWA i swoje pierwsze etiudy zaczął kręcić w wieku 12 lat, chyba za bardzo lubi samo medium filmowe, by zamykać się w jednej stylistyce. Dlatego też na swoim koncie ma chociażby „Portrety wojenne: Zdzisław Pacak-Kuźmirski” – fabularyzowany, zrealizowany przy wykorzystaniu animacji portret legendarnego polskiego żołnierza, któremu udało się uciec z oflagu, a także serial dokumentalny o mieszkających w Polsce obcokrajowcach („Polacy z wyboru”). W jego dorobku znajdziemy też wiele dokumentów o sporcie. Skalski stworzył kilka portretów najwybitniejszych polskich sportowców (Mateusz Kusznierewicz, Otylia Jędrzejczak, Dariusz Michalczewski). Ukoronowaniem tych poszukiwań jest seria „Kamil Stoch – moja historia” – próba odpowiedzi na pytanie, jak wedrzeć się na szczyt i się na nim utrzymać. W tej twórczości zawsze kluczowe były tematy takie jak granice wytrzymałości ludzkiego ciała i ducha, a także niedająca się zracjonalizować potrzeba przekraczania granic. O tym traktował chociażby film „Kochankowie” – portret dwojga ludzi z ograniczeniami ruchu. On jest niewidomy, ona jeździ na wózku. Skalski umie podejść do swoich bohaterów tak, żeby się otworzyli i opowiedzieli o swoim związku bez pruderii, naturalnie, bez udawania. „Kochankowie” to opowieść o niezwykłych ludziach, świadomych swych ograniczeń, którzy postanowili żyć tak, jakby ograniczenia nie istniały.
Skalski lubi szukać bohaterów poza Polską, to kolejna cecha jego twórczości. Kręcił już w Liberii, Tajlandii i Rosji. Przekraczanie ograniczeń, zagranica i sport, wszystkie te trzy wątki spotykają się w najnowszym projekcie Skalskiego – pełnometrażowym dokumencie „Nurt”, opowieści o pionierskim spływie Amazonką, do którego doszło w 1985 roku – wyprawie, w której do celu dotarło jedynie 2 z 11 śmiałków. I byli to Polacy.
Równolegle, w ramach stypendium artystycznego m.st. Warszawy, Skalski pracuje nad pełnometrażowym dokumentem o polskiej transformacji – o tygrysach polskiego kapitalizmu, podobnych trochę do bohatera serialu Netflixa „Król tygrysów”, a trochę do bohaterów serialu Jerzego Gruzy „Tygrysy Europy”. Są wśród nich: założycielka sex shopu, żółtodziób na giełdzie i właściciel pirackiej telewizji. Roboczy tytuł to „Warszawscy Transformersi”.