Varsavianista, ekspert w dziedzinie historii warszawskiej komunikacji miejskiej. Autor felietonów o tematyce historycznej dla „Kuriera Warszawskiego”, wydał książkę „Przejdziem Wisłę i nie tylko. Dzieje mostów na Mazowszu” (Warszawa 2021). Działał w fandomie, jest związany z prasą polskiej fantastyki – jako publicysta (pisał dla „Magii i Miecza”), a także autor opowiadań (publikował w legendarnym „Feniksie” oraz „Science Fiction”). Dziś recenzuje filmy dla internetowego magazynu „Esensja”, gdzie od kilku lat (i już ponad dwustu odcinków) prowadzi felietonową rubrykę „Z kadru wyjęte” o kinie fantastycznym. Często jest to kino klasy B, zapomniane lub po prostu nieznane, oraz filmy reprezentujące kinematografię azjatycką. Pisze przez pryzmat zaskakujących detali, drobnych dziwactw, ekscentrycznych efektów specjalnych, interesują go niespójności, osobliwości i ciekawostki obyczajowe.
Ta poetyka „wygrzebywania” jest nieprzypadkowa – Loretz napisał kiedyś o sobie, że jest „typem wiecznego hobbysty”. Kolekcjonował pudełka po zapałkach, znaczki pocztowe, puszki, przedwojenne butelki po mleku, breloczki, znaczki z herbami na szpilkach. Dziś jest współautorem potężnej monografii biletów warszawskiej komunikacji miejskiej. Bilety to także stara pasja – zbierał je już jako mały chłopiec, „po przystankach”. Oczywiście nie był wtedy jedyny, w końcu dzieci zbierają podobne rzeczy, tylko rzadko zostaje im to na dłużej. „Mnie akurat zostało”. Dziś biletów już nie zbiera – kolekcję wygasiły koszty („trzeba wiedzieć, że kiedy robi się z tego przymus, trzeba wyjść z kolekcji”). Zamiast niej pojawiła się ciekawość historyczna. Loretz chciał wiedzieć, „w jakiej kolejności pojawiały się bilety i dlaczego takie, a nie inne. W PRL-u były na przykład bilety jednostronnego kasowania, a potem dwustronnego, bo zaczynało brakować papieru… Te wszystkie ciekawostki nie dawały mi spokoju. Wreszcie zdecydowałem, że chcę uporządkować ten materiał. Znajomy zajął się zdjęciami, a ja wykonałem pracę merytoryczną, m.in. grzebiąc w prasie”.
Fot. Maria Janczak
Owocem tej wieloletniej kwerendy jest współtworzona z Marcinem Kozłowskim publikacja „Bilety w warszawskiej komunikacji miejskiej. 1845–1964”. To pierwszy tom docelowo dwuczęściowego projektu. Udało się go ukończyć dzięki stypendium artystycznemu m.st. Warszawy. Tytułowy zakres czasowy obejmuje historię miasta od 17 lipca 1845 roku, kiedy władze wprowadziły przepis nakazujący sprzedaż biletów w dorożkach, de facto normalizując ceny komunikacji w mieście. Co ciekawe, 1845 to również rok założenia pierwszej stałej miejskiej linii omnibusowej, która jednak nie przetrwała długo. Historia prezentowana w książce kończy się w roku 1964, kiedy to na skutek konsolidacji istniejących przedsiębiorstw zostają utworzone Miejskie Zakłady Komunikacyjne. Pomiędzy tymi dwiema datami rozpościera się kronika miejskiego ruchu i topografii, regulacji i prawa, przedsiębiorstw, rozwoju transportu i nowych wynalazków, a także przemian przestrzeni miejskiej w epoce gwałtownych wahań demografii Warszawy. Publikacja zawiera setki kolorowych materiałów wizualnych. Są tam zdjęcia, mapy, wycinki z gazet, fragmenty kodeksów i instrukcji, rozkłady jazdy, weksle, płachty ceduł i w końcu same bilety, jedne z druków najbardziej „ulotnych”, lądujące „w śmietnikach i rynsztokach”, poza zainteresowaniem archiwów, bibliotek, muzeów.
Kolejny, tym razem solowy, wsparty przez program warszawskich stypendiów artystycznych projekt Loretza dotyczy również tematyki związanej z historią komunikacji i przemieszczania się po Warszawie. Tematyki, dodajmy, w której jeszcze trudniejsze jest dotarcie do źródeł. Oparty głównie na archiwach prasowych – jako że większość archiwów cechowych i rodzinnych, folderów reklamowych, katalogów oraz ogromna część zasobów Państwowego Archiwum przepadły w powstaniu warszawskim – „powstał tak naprawdę leksykon fabryk powozów […] będący raczej workiem luźnych puzzli niż szeroką panoramą dziejów warszawskiego powoźnictwa. I to puzzli, z których być może nigdy nie uda się uzyskać kompletnego obrazu”. Są to jednak puzzle barwne – pomimo zastrzeżeń autora opowieść w całym swoim pokawałkowaniu i przy wszystkich perypetiach metodologicznych splata spójnie wiele wątków. Loretz prowadzi czytelników od czasów pierwszych fabryk, kiedy to w połowie XVIII wieku warszawscy majstrowie sprzedawali swoje karety jako powozy z importu, z Londynu, Paryża, Wiednia; przez ewolucje zakładów rzemieślniczych i XIX-wieczne inwestycje, trzecią pod względem produkcji pozycję w Imperium Rosyjskim; po odcięcie od rynku wschodniego, ale też „schyłek epoki konia”, i ostatnie podrygi w czasie okupacji, zakończone zniszczeniem w hekatombie powstania. Nakreśla konstelacje warsztatów, specyfikę i hierarchię poszczególnych fachów i zmieniającą się topografię rzemieślniczo-robotniczej Warszawy. W końcu – nieodwracalne zmiany modelu produkcji i zatrudnienia, w których to staroświecka organizacja pracy fabryk powozowych, tradycja wieloletniego przyuczania siły roboczej, przywiązania czeladników do miejsca zatrudnienia, i pracy od świtu do nocy – była coraz słabszą konkurencją wobec wielkiego przemysłu, gdzie robotnicy mieli możliwość walki o podwyżki i lepsze warunki pracy.