Fani muzyki znają go jako dziennikarza związanego z kultowym serwisem screenagers.pl. Kto regularnie czytał jego recenzje, nie był zaskoczony, gdy Sajewicz zadebiutował w 2013 roku powieścią „Gwelfów i gibelinów”, w wydawnictwie założonym wspólnie z Łukaszem Błaszczykiem i nazwanym podobnie jak jedna z książek Dona DeLillo, „Pies łańcuchowy”. W tym samym roku został także laureatem konkursu na najlepsze opowiadanie Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu. Cztery lata później, już w wydawnictwie Świat Książki, opublikował „Republikę świecidełek”, o której Maciej Jakubowiak napisał, że wpisuje się w nurt „realizmu histerycznego”, reprezentowanego w literaturze anglojęzycznej m.in. przez Zadie Smith, Davida Fostera Wallace’a czy Jonathana Franzena. Sam Sajewicz postulował potrzebę takiej literatury, otwierającej się na globalne problemy, w tekście opublikowanym przez „Dwutygodnik” – „Literatura versus drony”. Obszerna powieść o lewicowym terroryście spotkała się z mieszanymi recenzjami: z jednej strony wspomniany Jakubowiak podkreślał zbyt ambitny charakter „Republiki”, znaleźli się jednak i tacy czytelnicy, którzy doskonale odnajdywali się w literackim labiryncie. Recenzent portalu Granice podkreślał wielowątkowość i aktualność książki, nazywając ją „bardzo mocną powieścią” i „lekturą bliską rzeczywistości”.

„Porządni ludzie” – fragment

Gdy odchodził mój ojciec, Makowscy zaprosili go na kolację w najlepszej okolicznej restauracji w towarzystwie żony i obu córek, co nawet jak na kurtuazyjny gest wydawało się przesadą, bo co miały robić dwie nastolatki wśród rozkrzyczanych facetów z zakładu ślusarskiego? Ojciec jednak, o czym wtedy nikt jeszcze nie wiedział, nie tyle „odchodził z pracy”, co „przechodził do konkurencji” i czuł, że kiedy ta informacja wypłynie, otrzyma do odegrania zupełnie inną rolę: sprzedawczyka, człowieka skompromitowanego, potrzebował więc udowodnić wszystkim, w tym również sobie, że tak naprawdę nie zapomniał komu i za co jest i będzie już zawsze wdzięczny – potrzebował tam mnie, żywego dowodu na szczodrość Makowskich. Dlatego pojechałam z rodzicami do restauracji i przez cztery milczące godziny przyglądałam się ceremonii jego pożegnania z zakładem, i pomagałam mu przełknąć wstyd, który zjawił się razem talerzami zimnych i ciepłych przystawek, daniami z karty, piwem i zmrożoną wódką do toastu, deserem oraz kawą, choć było już dobrze po dziesiątej wieczorem, kiedy kelner zaczął stawiać przed gośćmi fajansowe filiżanki. Ojciec odchodził, odchodził z honorami i rzeczywiście można było pomyśleć, że Makowscy wyprawiają mu przedwczesną stypę.

 Paweł Sajewicz Fot. Agnieszka Ostrowska

Projekt, realizowany przez autora w ramach stypendium artystycznego m.st. Warszawy, zdaje się równie ambitny jak „Republika świecidełek”. W powieści o roboczym tytule „Porządni ludzie”, brzmiącym jak tytuł nowej powieści Michela Houellebecqa, Sajewicz chce podjąć niezwykle istotny społecznie i wciąż niewyeksploatowany temat migracji i współistnienia kultur. „Porządni ludzie” to współczesna historia dwóch rodzin, polskiej i libijskiej, tkwiących w skomplikowanym układzie wzajemnych zależności. Sajewicz przez pryzmat losów dwóch rodzin opowiada o wyzwaniach, jakie stawia nam współczesność w obliczu ruchów migracyjnych, kolejnych, powracających jak diabelski refren, kryzysów ekonomicznych czy nieuchronnego przenikania się kultur. Konfrontacja tych problemów z zapomnianym epizodem, jakim była współpraca gospodarcza i militarna Polski z dyktaturą Kaddafiego, może w opinii Sajewicza zaowocować nie tylko wartościową powieścią, ale też otwarciem dyskusji na temat roli, jaką Polska odgrywała i nadal być może odgrywa w funkcjonowaniu krajów spoza Europy i bogatej Północy. Opisywana przez Sajewicza fikcyjna miejscowość Kalenica na Dolnym Śląsku jest de facto Polską w pigułce. Autor „Republiki świecidełek” stworzył obszerny i realistyczny portret współczesnej Polski, zróżnicowanej klasowo i etnicznie, targanej konfliktami i interesami, które rozsadzają ją od środka.