Piotr Paziński należy do autorów nieśpiesznych. Wcześniej był znany jako autor dwóch książek joyceologicznych, a jako prozaik zadebiutował w 2009 roku, w wieku trzydziestu sześciu lat, minipowieścią „Pensjonat”. Została ona entuzjastycznie przyjęta przez krytyków, którzy nazywali ją „najbardziej wysmakowanym debiutem roku” – za słowami poszły czyny, Pazińskiego uhonorowano Paszportem „Polityki” oraz nominacją do Nagrody „Nike”. W rozmowie z portalem culture.pl opowiadał, że ta książka o powrocie do odwiedzanego w dzieciństwie z babcią żydowskiego domu wypoczynkowego powstała nie tylko jako zapis osobistej pamięci kogoś, kto dorastał wśród starych ludzi doświadczonych Zagładą, ale też jako efekt buntu wobec asymilacji, która dla niego oznacza „zgodę na to, żeby wszystko przepadło”. Również w swojej kolejnej książce, zbiorze czterech opowiadań „Ptasie ulice”, Paziński przyjmuje rolę depozytariusza żydowskich historii i opowiada o Warszawie, której już nie ma – zagląda w dziury i ubytki „poprzecieranej rzeczywistości”. Taki tytuł nosiła kolejna książka warszawskiego pisarza i w latach 2000–2019 redaktora naczelnego pisma „Midrasz”, za którą był nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii esej. W centrum „Rzeczywistości poprzecieranej” znajdowała się, jak zauważał Lektor w „Tygodniku Powszechnym”, katastrofa, która zdaje się niczym księżyc wisieć nad wszystkimi tekstami Pazińskiego. Jego teksty łączą się w konstelacje, początek kolejnej z nich wyznaczają „Atrapy pamięci”, poświęcone teatrowi Kantora, oraz teksty o fantasmagorycznych pejzażach Ficowskiego i Schulza. Kolejna książka Pazińskiego zbudowana jest wokół motywów lalki, kukły i manekina w literaturze, co jest pretekstem do erudycyjnej eseistyki o autorach takich jak Rilke, Roth czy Brzechwa. Z „Akademią Pana Kleksa” Paziński zdaje się odczuwać wyjątkowo silne powinowactwo, bo przecież „kto raz wstąpił do Akademii, ten wystąpić z niej już nie może”. W międzyczasie Paziński zadebiutował jako tłumacz, a jego przekład antologii „Przypowieści o skrybie i innych opowiadań” noblisty Szmuela Josefa Agnona – która, jak pisał w posłowiu, pokazywała „Agnona jako samoświadomego i rozwijającego się pisarza hebrajskiego” – wyróżniono Nagrodą im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
Fot. Aleksandra Karasińska
Każdy z tych literackich zamysłów, które łączą się w koherentną całość intelektualnego dorobku Pazińskiego, był wieloletnim projektem. Nad przekładami wspomnianego Agnona warszawski autor pracował kilka lat, co w rozmowie z „Dwutygodnikiem” tłumaczył słowami: „Takich przekładów nie robi się od ręki, tak jak nie przekłada się od razu tomu poezji. To musi przyrastać organicznie”.
Kolejnym organicznie przyrastającym projektem jest książka poświęcona warszawskiemu malarzowi Witoldowi Wojtkiewiczowi, realizowana w ramach stypendium artystycznego miasta stołecznego Warszawy. Zdaniem Pazińskiego to „może najwybitniejszy malarz polskiego modernizmu”, a tytuły niektórych obrazów Wojtkiewicza, jak „Lalki” i „Marionetki”, w naturalny sposób wiążą się z zainteresowaniami Pazińskiego. W planowanej książce pod roboczym tytułem „Przebierańcy w nicości”, który jest parafrazą poetyckiego komentarza Wisławy Szymborskiej, Paziński wchodzi w rozmowę z najważniejszymi egzegetami malarstwa Wojtkiewicza, czyli Jerzym Ficowskim i Wiesławem Juszczakiem, ale przede wszystkim odczytuje te wątki i motywy twórczości malarza, które dominują także w jego własnym pisarstwie. Słowami kluczami są nie tylko hasła „dziecko”, „odmieniec”, „aktor”, „śmierć” i „lalki”, które „występują u niego w wielu wariantach i tak jak koniki czasem są nieprzyjemnie martwe, czasem znowuż zręcznie udają żywe stworzenia. Te nieodróżnialne od ludzi demaskują nas samych, przypominając, że pod pewnymi względami (jednorazowość, lichota wykonania) jesteśmy jak one”, ale przede wszystkim przeczucie katastrofy, które towarzyszyło malarzowi choremu na serce przez całe życie. Zmarł w wieku niespełna trzydziestu lat, a jego dziennik został razem z nim złożony w grobie na Powązkach. Metafizyczny esej o malarstwie, teatrze i sztuce pozoru będzie więc kolejnym w dorobku Pazińskiego zaglądaniem głęboko pod podszewkę rzeczywistości. A zarazem stanie się próbą przywrócenia Wojtkiewicza zbiorowej wyobraźni.
Bartosz Sadulski