Katarzyna Komar-Michalczyk

2021

Wróć do wyników wyszukiwania

Katarzyna Komar-Michalczyk podróżuje tropem starych posadzek. 
Ekonomistka i historyczka sztuki, absolwentka Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Uniwersytetu Warszawskiego. Pracuje w miesięczniku „Stolica” (jest sekretarzem redakcji) i w fundacji Hereditas, zajmującej się ochroną dziedzictwa postindustrialnego. W jej ramach prowadziła projekty dokumentacji i inwentaryzacji detalu architektonicznego warszawskiej Pragi, koordynowała też inicjatywy badawcze, edukacyjne i wydawnicze, współdziałając z Towarzystwem Opieki nad Zabytkami, Fundacją na Starej Pradze, Arte, Muzeum Warszawskiej Pragi i urzędów dzielnic. Od lat współpracuje też z Fundacją Otwartego Muzeum Techniki. Publikowała w „Spotkaniach z Zabytkami”, „Stolicy”, „Skarpie Warszawskiej”, „Kronice Warszawy” i na portalu „Varsavianista” prowadzonym przez fundację Hereditas.

Zajmuje się architekturą mieszkaniową i przemysłową XIX i XX wieku, ale szczególne miejsce wśród jej zainteresowań zajmuje historia płytek ceramicznych i cementowych. To historia uprawiana poprzez patrzenie pod nogi, z perspektywy klatek schodowych, holi, schodów i półpięter – czasem coś zachowało się w bramie, a może nawet na ścianie, jak płytki z pejzażem wiejskim o różnych porach roku w przejeździe bramnym kamienicy przy ulicy Targowej 41. „Zinwentaryzowanie kilku kamienic w ciągu dnia jest równe wejściu dwa–trzy razy na ostatnie piętro Pałacu Kultury – wylicza badaczka. – Jedna kamienica ma średnio pięć kondygnacji, każda z nich między trzy a cztery metry wysokości, co było standardem w dawnym budownictwie. A klatek schodowych w jednej kamienicy może być nawet pięć. Zatem, jeśli w ciągu jednego dnia inwentaryzuję średnio cztery, pięć kamienic, to wychodzi do pokonania co najmniej trzysta metrów wzwyż, po schodach. Taras widokowy PKiN znajduje się zaś na wysokości stu czternastu metrów”.

 Katarzyna Komar-Michalczyk Archiwum prywatne

Zza setek pokonanych stopni wyłania się wielka historia: historia handlu, przepływu kapitału, historia cegielni i wielkich fabryk, historia techniki. A w historii najnowszej – historia reprywatyzacji i rewitalizacji.

Po wielu latach pracy poświęconej Warszawie prawobrzeżnej najnowszy projekt Komar-Michalczyk „Dziedzictwo niedostrzegane. Historyczne posadzki Warszawy (1850–1939)”, realizowany przy wsparciu stypendium artystycznego m.st. Warszawy, skupia się na terenie Śródmieścia Północnego i Woli. W wielu ocalałych podczas wojny budynkach przetrwały także posadzki. Dziś usuwa się je w pędzie realizowania nowych inwestycji i rewitalizacji. Świadomość ich wartości jest wciąż niska i chociaż dostępne są odpowiednie technologie, to niewielu inwestorów jest zainteresowanych ochroną oryginalnych płytek. Dlatego, obok konserwacji, tak istotna jest popularyzacja wiedzy na ich temat.

A posadzki wciąż odnajdują się w miejscach zaskakujących – nawet dla samej badaczki. „Kamienica przy ulicy Górskiego 3 – elewacja frontowa kamienicy w żaden sposób nie zdradza tego, co drzemie w środku. Jedynym tropem, że obiekt może mieć historyczne korzenie, jest kształt otworu przejazdu bramnego – opowiada Komar-Michalczyk. – Postanowiłam przyjrzeć mu się bliżej i sprawdzić, co kryje się za bramą. Przeczucie nie myliło: po przejściu przez bramę otworzył się przede mną zupełnie inny świat. Kamienica, wybudowana w latach 1909–1912 według projektu Józefa Napoleona Czerwińskiego i Wacława Heppena, do dziś zachowała tylny trakt domu frontowego i cały zespół oficyn zlokalizowanych wokół dwóch podwórzy. W obiekcie przetrwało aż osiem oryginalnych klatek schodowych z pierwotnym wystrojem. Podesty kondygnacji i stopnie schodów na głównej klatce schodowej wyłożone są dość rzadko spotykanym w kamienicach warszawskich brązowym marmurem/wapieniem. Przetrwały w tej klatce także spektakularna balustrada schodów i duża drewniana ławka na spoczniku parteru. Ale największa niespodzianka czekała na klatce schodowej oficyny poprzecznej – przetrwały tu aż dwie płytki sygnaturowe, tj. z nazwą firmy, która dostarczyła i/lub ułożyła posadzki w tym obiekcie – z napisem «M. Blusztein i Syn» na awersie. Płytki firmowe z nazwą producenta, pośrednika sprzedaży lub «układacza» na awersie należą dziś do dużej rzadkości w Warszawie, a tu, w obrębie jednego obiektu, zachowały się aż dwie”.