W różnych miejscach w sieci można przeczytać, że Paweł Kulczyński jest „miłośnikiem brzmień ekstremalnych, zainteresowanym m.in. społecznymi i przestrzennymi kontekstami muzyki, fenomenologią audiosfery i akustyką, zjawiskami losowymi, konceptualizmem, lenistwem i nudą, działaniem pozornym oraz psychodelią”. Co się za tą autodeklaracją kryje?
Urodzony w 1978 roku muzyk i artysta dźwiękowy, działający obecnie głównie pod pseudonimem Wilhelm Bras (wcześniej także jako Moosk, Tropajn i Lautbild) jest autorem dziesięciu płyt długogrających, blisko dwudziestu instalacji dźwiękowych oraz wystaw, a także muzyki teatralnej.
Fot. Alicja Kielan
Kulczyński tworzy muzykę na przecięciu gatunków – łączy muzykę elektroniczną (techno, ambient, IDM, noise, industrial) z akademicką refleksją. Jego płyty, teledyski, instalacje dźwiękowe nawiązują przede wszystkim do rzeczywistości późnego kapitalizmu, a także kryzysu ekologicznego. Kulczyński tworzy elektroniczne instrumenty analogowe. Być może w tym tkwi tajemnica bardzo oryginalnego brzmienia jego produkcji. Niezwykle bogate, polirytmiczne, wprowadzające słuchacza w przestrzenną dezorientację, utwory i sety live niemal jednogłośnie doceniła krytyka.
Twórczość Kulczyńskiego mieści się gdzieś między awangardową muzyką współczesną a bardziej przystępnym taneczno-klubowym idiomem. Jako Wilhelm Bras Kulczyński występował na najważniejszych polskich festiwalach muzyki współczesnej i elektronicznej z Sacrum Profanum, Nową Muzyką, Unsoundem i Sanatorium Dźwięku na czele. Do tańca zagrzewał też bywalców imprez techno, takich jak legendarny Brutaż.
Jak wielu poszukujących twórców muzyki elektronicznej, Kulczyński wywodzi się ze świata sztuk wizualnych – studiował przez lata na katowickiej ASP. Jego pierwsza płyta „wszystkie boże dzieci są sobie równe z powodu hemoglobiny”, wydana w 2003 roku w ramach duetu Moosk, ukazała się nakładem bytomskiej Galerii Kronika. Tam też, w 2008 roku, powstała jego pierwsza instalacja dźwiękowa „Glossolalia”. Jako Wilhelm Bras zadebiutował w 2013 roku albumem „Wordless Songs by the Electric Fire”, który wydała śląska wytwórnia Mik!Musik. W 2016 roku opuścił Śląsk (mieszkał w Gliwicach) i przeprowadził się do Warszawy.
Podczas sesji nagraniowej nad WisłąZe stolicą związany jest też projekt, który Kulczyński realizuje w ramach stypendium artystycznego miasta stołecznego Warszawy. W niemal wszystkich przedsięwzięciach, które wyszły spod jego ręki, ważny jest nie tylko kontekst przestrzenny i historyczny, ale też szerzej – polityczny. Pierwotny tytuł najnowszego przedsięwzięcia artysty, „Próba kostiumowa przed przyszłością”, przywodzi na myśl dystopijne skojarzenia. Inspiracja dla tego projektu wzięła się z osobistego doświadczenia twórcy. Po przeprowadzce i zadomowieniu się w Warszawie artysta wyrobił sobie pewne zwyczaje związane z przestrzenią miasta – m.in. zaczął biegać wzdłuż Wisły. Z tego wyniknęła obserwacja okolicy i nadrzecznej przyrody oraz chęć dźwiękowej rejestracji tego otoczenia. Kulczyński, myśląc o projekcie, zwrócił uwagę na ekologiczne wyzwania, np. wiosenną suszę, do niedawna niespotykaną w tej skali. Muzyk przez cały rok nagrywał dźwięki związane z daną porą roku – np. zamarzanie wody. „[…] W ciągu parunastu godzin obraz dźwiękowy tego zjawiska przeszedł od lekkiego szmeru lodowej kaszy do salw naprężanych zwałami lodu konarów wracających do pierwotnej pozycji, wreszcie łamanych pod ciężarem zatoru” – opowiada Kulczyński o projekcie. W ramach projektu powstało dziesięć utworów i siedemdziesiąt minut muzyki.
Nagrania terenowe Kulczyński uzupełnił kolejną porcją nieoczywistej elektroniki stworzonej za pomocą syntezatora modularnego. Udało mu się, oprócz przyrody, zarejestrować także np. odgłosy policyjnego helikoptera czy dźwięki oraz drgania warszawskich mostów. Podobnie jak płyty wydawane jako Wilhelm Bras, jest to niezwykle bogaty kolaż brzmieniowy, zawierający nawiązania do różnych gatunków muzyki elektronicznej. Album, roboczo nazwany „Biosignatures #1” (twórca zdecydował się porzucić pierwotny „dystopijny” tytuł), jest próbą odniesienia się do rzeczywistości kryzysu klimatycznego, w szczególności do malejących zasobów wodnych.
Zbierając dźwięki na ten album, Kulczyński zrealizował dwadzieścia sesji nagraniowych nad Wisłą w Warszawie i jej okolicach – od Łomianek na północy do Kępy Falenickiej na południu. Wielokrotnie zmókł i przemarzł, był też bliski udaru słonecznego czy odmrożeń. Czy tak należy rozumieć „brzmienia ekstremalne”? Jak widać, rzeczywiście jest ich amatorem, ponieważ wkrótce zamierza zrealizować podobny projekt, tyle że dotyczący rzeki Odry.
Piotr Kowalczyk