Tomasz Mróz to artysta wizualny określany często mianem „kontrowersyjnego twórcy” – nie bez powodu. Trudno nie użyć tego określenia, patrząc na jego praktykę artystyczną, która balansuje na granicy estetycznego niepokoju. W swoich rzeźbach sięga po materiały rzadko spotykane w tradycyjnym warsztacie – jak choćby końskie odchody – a postaci, które tworzy, często noszą atrybuty budzące sprzeciw lub konsternację, na przykład krzyż umieszczony w zupełnie świeckim kontekście. Najsilniej kojarzone z jego twórczością są jednak silikonowe rzeźby składające się na osobliwe „bestiarium” wyjęte z uniwersum groteskowej baśni dla dorosłych. W centrum sztuki Mroza pozostaje człowiek – ale człowiek zdeformowany, przeskalowany, zaburzony.

 Tomasz Mróz Fot. Maks Januszewicz

To właśnie człowieczeństwo – rozszczepione, niepokojące, obce – definiuje jego figury: monstrualne postaci z przerysowanymi elementami ciała, przyjmujące nienaturalne pozy, z pustymi oczodołami czy wystającymi ogonami. Na wystawie w Miejskim Ośrodku Sztuki w Gorzowie Wielkopolskim w 2019 roku po podłodze rozrzucone były realistycznie wyrzeźbione ogryzki jabłek – pozornie banalne resztki, które w tym kontekście zyskiwały niepokojący ciężar symboliczny. Mróz, zarówno w instalacjach, jak i w projektach wideo, posługuje się estetyką wyobcowania, obrzydzenia i lęku. Eksperymentuje z reakcjami odbiorców, wytwarzając poczucie niesamowitości.

W 2024 roku w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski zrealizował projekt rzeźb umieszczonych w parku sąsiadującym z instytucją. Do ich wnętrz zaprosił zwierzęta – myszy, owady, ale i inne formy życia, które w naturalny sposób miały przenikać strukturę obiektów. Artysta już wcześniej snuł podobne idee – jak sam przyznał podczas oprowadzania, po raz pierwszy o wystawie dedykowanej zwierzętom pomyślał kilkanaście lat wcześniej, a w czasie pandemii marzył o tworzeniu obiektów dla dzików i saren. Fascynuje go nieprzewidywalność, a ta wpisana jest w logikę natury. Mróz umieszczał w swoich rzeźbach także różnorodne przedmioty, nie z porządku natury, by obserwować ich transformację. Ożywiał je mechanicznie – za pomocą silników wycieraczek samochodowych czy mechanizmów wyjętych z dziecięcych zabawek.

W ramach stypendium m.st. Warszawy zrealizował projekt na warszawskiej Sadybie, w bliskim sąsiedztwie swojej pracowni. Przystąpił w nim do pracy w środowisku naturalnym, któto ideę wystawy w przyrodzie kontynuował później w Ujazdowskim. Projekt „Blurp” polegał na stworzeniu nieinwazyjnych rzeźb, które przez rok miały funkcjonować w relacji z otoczeniem. Nie przybrał jednak formy klasycznej wystawy – raczej rzeźbiarskiej interwencji, której istotą była jak najmniejsza ingerencja w krajobraz.

Tomasz Mróz „Domek na owady i osłona na norę myszy”. Tomasz Mróz „Domek na owady i osłona na norę myszy”.

Obraz z kamery termowizyjnej. Obraz z kamery termowizyjnej. Plan artysty obejmował m.in. budowę schronień, zadaszeń, spiżarni, zbiorników na wodę, dekorowanie norek czy konstruowanie drobnych rzeźb, które mogłyby stać się siedliskiem dla owadów. Proces przemiany tych obiektów – od fazy pierwotnej do momentu, w którym zostaną przejęte przez naturę – można prześledzić na podstawie rysunków koncepcyjnych wykonanych przed realizacją. Prace rozmieszczone w okolicy Jeziorka Czerniakowskiego wchodziły w dialog z lokalną fauną: oprócz owadów i drobnych zwierząt pojawiały się także dziki, których obecność artysta zarejestrował dzięki kamerze termowizyjnej. Co istotne, to właśnie obraz natury widziany przez kamerę termowizyjną posłużył mu jako punkt wyjścia w poszukiwaniu odpowiednich form dla obiektów.

Efekt nie przypominał porzuconych przypadkowo przedmiotów – rzeźby, mimo że organicznie wpisane w otoczenie, sprawiały wrażenie celowej ingerencji. Wykonane zostały w rozpoznawalnym stylu Mroza: hybrydyczne postaci, posiadające elementy ludzkiego lub zwierzęcego ciała – głowy, stopy, dłonie – ale ich kolorystyka, materia i sposób ułożenia nierozerwalnie łączyły je z naturą.

Anna Pajęcka

Tomasz Mróz, „Przygody Gryllosa”.