Andrzej Titkow mógłby swoim życiorysem obdzielić kilku filmowców, a i tak mówilibyśmy, że każdy z nich miał bogate życie. We wczesnej młodości zakładał wraz z Adamem Michnikiem, Włodzimierzem Kofmanem, Ireną Grudzińską-Gross i jeszcze kilkoma osobami Klub Poszukiwaczy Sprzeczności, jedno z tych miejsc, gdzie w komunistycznej Polsce uczono krytycznego myślenia i zadawano niewygodne pytania. Na tyle niewygodne, że działalność klubu została dostrzeżona przez samego Gomułkę. Później Titkow rozpoczął studia w Szkole Filmowej w Łodzi. To tu zaprzyjaźnił się z Krzysztofem Kieślowskim – mieszkali w jednym domu, nakręcili wspólnie film „Byłem żołnierzem”. Już po studiach Titkow został asystentem Andrzeja Wajdy przy filmie „Krajobraz po bitwie” – z tej pracy jednak wyleciał, po tym jak próbował zatrudnić na planie przyjaciół opozycjonistów. Od lat 70. realizuje nieprzerwanie filmy dokumentalne, spektakle telewizyjne, pisze poezję, niedawno wydał tomik „Popiół i popiół”. Jego dokonania na przestrzeni kilku dekad są imponujące. Warto podkreślić, że reżyser zawsze funkcjonował trochę na uboczu środowiska, nie gonił za modami, robił swoje.

 Andrzej Titkow Fot. Albert Zawada


Titkow, który zaczynał od pisania poezji i nigdy tak naprawdę nie zrezygnował z literatury, kręci się wokół niej także w swoich filmach. Z pewnością jednym z najbardziej znanych filmów Titkowa jest „Przechodzień” – brawurowy portret Tadeusza Konwickiego, legendarnego filmowca i powieściopisarza. Film zaczyna się mocnym akordem, zza kadru słyszymy skierowane w kierunku autora „Kompleksu polskiego” pytanie: czy wierzy pan w człowieka? Konwicki, jak to Konwicki, trochę kryguje się, wzbrania przed odpowiedzią, próbuje wymknąć się dokumentaliście, ale równocześnie nie zamyka się przed nim, mówi całkiem dużo o swoich błędach młodości, poglądach na sztukę oraz na temat współczesności. Autor „Przechodnia” łączy jego wypowiedzi z fragmentami filmów Konwickiego oraz ze scenami inscenizowanymi, w których pojawia się Gustaw Holoubek, ale też sam Konwicki. W „Dzienniku pisanym pod wulkanem” Titkow z kolei portretuje Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Tym razem opowieść jest mniej rozwichrzona: pisarz w gabinecie odpowiada na pytania, spaceruje po Neapolu, odwiedza Polskę. Ta klasyczna forma idealnie współgra z opowieścią o samotniku, emigrancie, jednym z filarów powojennej kultury polskiej, który większość swojego dorosłego życia przeżył w mieście położonym u stóp Wezuwiusza i tam też postanowił umrzeć.

Oprócz Herlinga-Grudzińskiego i Konwickiego w swoich filmach Titkow portretował też Marka Hłaskę, Andrzeja Bursę czy Juliana Stryjkowskiego. Jego najnowszy projekt scenopisarski, realizowany w ramach stypendium artystycznego m.st. Warszawy, wydaje się naturalną konsekwencją tych poszukiwań. Pałac w Oborach, zabytek architektury dworskiej, od 1948 roku Dom Pracy Twórczej im. Bolesława Prusa, to miejsce legenda. Powołali go do życia Ewa Szelburg-Zarembina, Leopold Lewin i Aleksander Wat. To tu przyjeżdżali najważniejsi polscy pisarze (Jerzy Andrzejewski, Julia Hartwig, Antoni Słonimski, Stanisław Grochowiak, Miron Białoszewski), by pracować nad swoimi książkami. Po pracy wyprawiali wspólne bale, dyskutowali o polityce, wdawali się w romanse. To miejsce można odnaleźć w wielu książkach i pamiętnikach. W jednym z wywiadów Titkow podkreślał: „Nie robiłem filmów o pisarzach, ale o osobach wpisanych w historię”. Taki też z pewnością będzie jego najnowszy scenariusz filmowy.