Perkusista czy pianista? Na pewno bardzo ambitny minimalista. Albert Karch to jeden z najciekawszych polskich jazzmanów młodego pokolenia. Pozornie obraca się w dość tradycyjnym jazzowym idiomie, jednak jego muzyka jest pełna melodycznych i stylistycznych innowacji. Od dzieciństwa uczył się grać na perkusji, ale w szkole średniej pochłonął go fortepian – jak sam twierdzi, właśnie ta dwoistość bardzo rozwinęła go muzycznie i twórczo. Oprócz tego jest kompozytorem, aranżerem, producentem, a od niedawna tekściarzem.
Fot. Paweł Rakowski
Urodzony w 1993 roku, muzyk ze Śląska ukończył słynne kopenhaskie Rytmisk Musikkonservatorium. Był też studentem legendarnego polskiego perkusisty jazzowego Czesława Bartkowskiego. Jak wspomina w wywiadzie dla „Jazz Forum”, przeprowadzonym w 2017 roku przez Łukasza Iwasińskiego, etap kształcenia w Danii był dla niego czasem otwarcia na różne gatunki muzyki, wrażliwości i kultury. W tej samej rozmowie Karch przyznaje się do tak odmiennych inspiracji jak japoński pop (duet Capsule i girlsband Perfume), płyta „Sketches of Spain” Milesa Davisa czy „Pasja wg św. Mateusza” Jana Sebastiana Bacha. Czy są słyszalne w jego muzyce?
Pierwszą płytą w dyskografii Karcha jest album „Sundial” nagrany w ramach trio Jachna/Tarwid/Karch. To jeszcze dość tradycyjna jazzowa wypowiedź. Na kolejnych płytach autorstwa Karcha coraz mocniej słyszalne są wpływy ambientowe i minimalistyczne. Również koncertowa odsłona jego działalności zawiera wątki muzyki, która w założeniu ma być designem, tłem, atmosferą. Karch w 2022 roku, na zamówienie irlandzkiego festiwalu Another Love Story, dał trzy całonocne koncerty z muzyką ambient. Rok wcześniej zrealizował zamówienie na instalację dźwiękową w basenie miejskim w Lipsku. Jazzowo-ambientowo-minimalistyczny charakter ma też zapis jego kopenhaskich improwizacji, zarejestrowanych na wydawnictwie „Sankt Augustins Kirke, Copenhagen” (dostępnym na Bandcampie artysty).
Zamiłowanie do dźwięku oszczędnego, czystego, ale nieoczywistego, skierowało Karcha w kierunku dalekowschodnim. Muzyk wielokrotnie koncertował w Japonii i nagrywał płyty z tamtejszymi muzykami, m.in. z Yuta Omino Quartet (album „晴れ/Hare” z 2018 roku) czy z wokalistką Ichiko Aobą (album „Celestially Light” z 2019 roku). W tym samym roku wydał też album „Underwater Disco” w ramach projektu NENNE, będącego m.in. hołdem dla muzyki pop z Japonii.
Nic więc dziwnego, że również projekt „Komorebi”, realizowany w ramach stypendium artystycznego m.st. Warszawy, związany jest z kulturą japońską. Celem Karcha było stworzenie utworów instrumentalno-wokalnych na zespół kameralny, zainspirowanych rytmiką języka polskiego oraz muzyką środowiskową. Tym mianem Japończycy określają delikatne dźwięki na przecięciu się minimal music, ambientu i new age.
Oprócz wpływów dalekowschodnich Karch przeprowadził research pod kątem polskich tradycji muzycznych – przedwojennych melodii warszawskiej ulicy i muzyki klasycznej (m.in. utworów na głos Lutosławskiego i Szymanowskiego) – i wplótł je w ambientowe kompozycje. Ciekawe efekty dał nietypowy sposób pracy nad tekstami. Karch zastosował metodę „porannych kartek”, polegającą między innymi na codziennym pisaniu automatycznym. Teksty wymyślone przez Karcha wykonała Joanna Halszka Sokołowska, a materiał, na który składa się sześć utworów, został ostatecznie zaaranżowany na klarnet, pianino i głos. Całość została wykonana w czerwcu 2023 roku na koncercie w kameralnej przestrzeni na warszawskim Jazdowie.
Słowo komorebi w języku japońskim oznacza światło prześwitujące przez liście. Z takim melancholijnym obrazkiem w głowie zostawia słuchacza muzyka skomponowana przez Alberta Karcha. Biorąc pod uwagę, że tytuł jednej z poprzednich jego „japońskich” płyt, „Hare”, oznacza błękitne niebo i słoneczną, piękną pogodę, a płyta z 2019 roku, ta nagrana z Ichiko Aobą, to przecież „Niebiańskie światło”, można tu chyba dojrzeć pewien wzorzec fascynacji.
Piotr Kowalczyk