Krzysztofa Sztafę, doktoranta w Instytucie Badań Literackich PAN, znamy przede wszystkim jako autora „postfelietonów” z cyklu „Ćwiczenia z rezygnacji”, publikowanych najpierw na stronach Biura Literackiego, a następnie w „Małym Formacie”, które układają się w niewesołą kronikę ponurej egzystencji w czasach późnego kapitalizmu i mają sympatyczne grono fanów. Sztafa jest jednak przede wszystkim żwawym obserwatorem współczesnej poezji polskiej, którą bada m.in. przez pryzmat twórczości Tomasza Pułki.
Fot. Archiwum prywatne
Stypendium artystyczne miasta stołecznego Warszawy umożliwiło Sztafie przygotowanie prozatorskiego debiutu: powieść pod tytułem „Wielka radość w polskich domach” jest żywiołową kompilacją, literacką hybrydą złożoną z trzydziestu siedmiu poszatkowanych fragmentów, zróżnicowanych pod względem narracji i konwencji. Opowiadanie, elementy reportażu, dziennika i eseju składają się na zwyczajną historię zwyczajnego faceta mieszkającego w stolicy półperyferyjnego kraju, czyli Polski. Sztafa bada stan dzisiejszych trzydziestolatków – którzy wprawdzie wciąż są młodzi, ale już przestali być niezniszczalni. W swojej powieści opisuje proces przechodzenia z pozycji zbuntowanej, podstarzałej młodzieży na pozycję aspirujących kredytobiorców we współczesnej Polsce. To także powieść o nieheroicznym doświadczeniu polskiej wersji kapitalizmu – z całym jego blichtrem i prekarną miałkością – oraz o gniewie, jaki wzbudza lansowany „styl życia”. Bohater powieści trzaska drzwiami, kaszle, zmienia strony, istnieje sobie pogodnie, a narrator wiernie towarzyszy mu we wszelkich niedogodnościach. Sztafa wpisuje się w nurt współczesnych autofikcyjnych powieści, opowiadających o trudach życia w przerażającej kapitalistycznej dystopii, jaką zdaje się współczesna Warszawa. Poszarpana, afabularna proza niczym lustro odbija wszystkie potworności czasów, w których jedyne ruchy, do jakich jesteśmy zdolni, to ruch palca na ekranie telefonu i wędrówka myśli w stronę nierealnej rewolucji. Bohater Sztafy wysyła esemesy z niebytu, jego życie nie jest spektakularne: wstaje wcześnie, jeździ do pracy, wieczorem w domu odgrzewa w mikrofali jedzenie, najczęściej zasypia przed ekranem komputera. Czasami jednak ta rutyna zaczyna fałdować, a pod jej powierzchnią ujawnia się dotkliwe poczucie nieprzystawalności, zarówno wobec założonej wersji samego siebie, jak i zewnętrznego świata. I widać wtedy snopy światła w szczelinach, gdzieś w tle majaczy nadzieja, że nie wszystko stracone, że może chociaż literatura ma jeszcze jakiś sens.
Bartosz Sadulski